Sezon na misia

Moby

Ogromny, mrukliwy, egocentryczny (przynajmniej na początku) niedźwiedź i upierdliwy, nachalny, niemiłosiernie gadatliwy, przykurczony jeleń. Kogoś przypominają? Owszem, bohaterowie nowej kreskówki "Sezon na misia" to niemal kalka ze Shreka i jego osła. Skojarzeń z kultową już bajką o zielonym ogrze nie brakuje. Twórcy "Sezonu na misia" poszli nieco na łatwiznę i fabułę skoncentrowali wokół przyjaźni dwóch nie mających zbyt wielu cech wspólnych zwierząt. Ale, że pierwowzór znakomity przygody misia również dostarczają wiele radości. Nasz bohater to rozpieszczony przez strażniczkę przyrody grizzly, który nagle zostaje pozbawiony domowych pieleszy, w tym 8 posiłków dziennie, przekąsek, telewizora i, co odczuwa szczególnie boleśnie... sedesu. Nasz Boguś (tak wdzięcznie nazwano niedźwiedzia) musi więc odnaleźć się na łonie natury i w dziczy lasu lekko sterroryzowanego przez wiewiórki. Zadanie to nie tylko nie przypada mu do gustu, ale sprawia sporo trudności ponieważ właśnie rozpoczął się sezon łowiecki. Tradycyjnie już w przypadku kreskówek duży nacisk postawiono na humor dla dorosłych. I tak poza uniwersalnymi sytuacjami komediowymi i odniesieniami do światowej kinematografii ("Waleczne serce") otrzymujemy za sprawą zdolnych tłumaczy serię gagów nawiązujących do obecnych wydarzeń w Polsce. Pojawia się m.in. wzmianka o Prawie i Sprawiedliwości a nawet, co nieco zaskakujące w kinowej propozycji dla dzieci, komentarz odnośnie parady wolności. Maluchy mają natomiast okazję obejrzeć film o przyjaźni, solidarności i wkraczaniu w dorosłe życie. "Sezon na misia" może nie jest najoryginalniejszym pomysłem, ale jest na tyle zgrabnie zrealizowany, że powinien sprawić radość zarówno tym dużym, jak i tym małym. Na ponure szare dni, w sam raz.